Na styku dwóch sztuk. Bartek Barczyk opowiada o intymnych relacjach między fotografią a architekturą

Dla mnie architektura to poezja, a nie proza. Dlatego filtruję ją przez swój świat, przez własne doświadczenia – tak znany i ceniony fotograf architektury Bartek Barczyk opowiada o swojej pracy. W inspirującym wywiadzie z Olgą Kisiel-Konopką, dyrektor zarządzającą OKK!PR, zdradza tajniki pracy fotografa architektury, odkrywając swą subiektywną wizję obu sztuk. Pretekstem do snucia tej pełnej głębi opowieści stała się dyskusja fotografów na temat architektury w obiektywie oraz materiał redakcyjny, który pojawił się w aktualnym wydaniu „Architektury” 8/2024.

Jak jako fotograf postrzegasz swoją rolę w kształtowaniu opowieści o architekturze?

Jestem fotografem poszukującym, a przy tym uzależnionym od muzyki klasycznej. Dostrzegam, że muzyka i architektura mają wiele wspólnego. Linie, rytm, fakturę… Zrozumiałem tę zależność, gdy Tomasz Konior z Konior Studio poprosił mnie o dokumentowanie procesu budowy siedziby Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Wychodząc z prób orkiestry, od razu biegłem z aparatem, by dokumentować kolejne zmiany zachodzące na budowie. Dla mnie była to opowieść o przestrzeni zmieniającej się w czasie. Tak jak podczas wykonania V Symfonii Mahlera potrzebne są orkiestra, dyrygent i partytura, dokładnie te same elementy sprawiają, że powstaje bryła. Zrozumiałem wówczas, że to tytaniczna praca wielu ludzi – architekta, inżynierów oraz pracowników budowlanych – składa się na ostateczny kształt projektu. Moją rolą jest utrwalenie tych zmian światłem w taki sposób, żeby powstała wyczerpująca opowieść o tym procesie czy gotowej bryle z myślą o potomnych.

Sądzę, że dokumentacja fotograficzna procesu budowy powinna być niejako wpisana w koncepcję projektu. Architekci, inwestorzy często decydują się na sesję w momencie, kiedy budynek jest już gotowy. To wielki błąd. Można porównać to do wyrzeczenia się czasu „dojrzewania” obiektu. Ten kontekst ma ogromne znaczenie dla zrozumienia ostatecznej formy bryły.

Czuję, że dla Ciebie relacja pomiędzy fotografią a architekturą nie sprowadza się wyłącznie do kwestii dokumentacji procesu budowlanego lub powstałego obiektu…

Jeśli chodzi o relację między architekturą a fotografią, trudno byłoby wskazać jednoznaczną odpowiedź. Tak jak w życiu, wszystko zależy od sytuacji. Może to być… długi romans. Tak było choćby w przypadku fotografowania Pola Mokotowskiego dla pracowni WXCA, gdy wielokrotnie wracałem w to miejsce, próbując o różnych porach dnia i przy zmieniającym się świetle jak najlepiej zamknąć w kadrze to, co wymyślili architekci. Miałem czas, żeby zrobić zdjęcia, oswoić się z miejscem. Wrócić, kiedy czułem, że można to opowiedzieć lepiej. Zresztą często w przypadku dużych projektów potrzebny jest czas, żeby lepiej poczuć i zrozumieć miejsce. Dla fotografa taka sytuacja jest bardzo komfortowa, lecz zważywszy na wszechobecny pęd naszego życia, bardzo trudna do realizacji. Sporo ciekawych efektów mogą przynieść nieoczekiwane zauroczenia. Takich sytuacji zdarza mi się wiele, współpracując z OKK PR. Mam na myśli sytuacje, gdy jest bardzo mało czasu na sesję fotograficzną. Tak było choćby w przypadku sesji dla firmy Tremend, gdy pojechałem z Magdą Federowicz-Boule do Lublina na uroczyste otwarcie Dworca Metropolitarnego w Lublinie. Przy okazji relacji fotograficznej z wydarzenia zrobiłem serię ciekawych zdjęć samej architektury. Brak czasu sprawia, że trzeba działać szybko i precyzyjnie.

Ciekawym doświadczeniem była też deszczowa sesja dla Przemo Łukasika z Medusa Group. Otrzymałem telefon, że na terenie Osiedla BOLKO w Bytomiu mają nastąpić zmiany i trzeba pilnie zrobić zdjęcia. Spotkałem się z Przemo w jego Bolko Lofcie. Przemo zrobił najlepszą kawę na świecie, po czym wyjrzał za okno i powiedział, że leje. Wypiłem łyk kawy i stwierdziłem, że pięknie leje i warto podjąć próbę pokazania tej przestrzeni właśnie w deszczu. Jednym z ważnych elementów koncepcji architekta w tym przypadku była zieleń. Deszcz sprawił, że wszystko nabrało soczystości.

Na czym polega dziś uczciwa interpretacja architektury za pomocą fotografii?

Kiedy patrzę na architekturę, nie myślę tylko o obiekcie. Równie fascynujący jest dla mnie twórca, czyli architekt. Wszystko zaczyna się przecież w jego głowie. Pamiętam mój wyjazd do Fernando Menisa na Teneryfę. Pojechałem tam z Marcinem Szczeliną, redaktorem naczelnym „Architecture Snob”. Fernando okazał się prawdziwym artystą, dla niego wszystko miało znaczenie i sens. Kiedy pływaliśmy w oceanie, powiedział, żebym nabrał wody w usta i poczuł smak wody. Ten niepozorny gest nabrał dla mnie większego znaczenia. Zrozumiałem, że aby poczuć architekturę, trzeba najpierw poczuć jej smak. Nie można tego zrobić wprost. Znam zasady dotyczące fotografowania architektury. Proste linie, piony, poziomy…. Sterylne, techniczne zdjęcia. To wszystko jest ważne. Potrzebne. Jednak dla mnie architektura to poezja, a nie proza. Dlatego filtruję ją przez swój świat, przez własne doświadczenia. Wszytko ma znaczenie, nawet film obejrzany dzień wcześniej może mieć wpływ na to, jak pokażę dane miejsce. Uważam, że czasem warto przepuścić „obiekt” przez własną wrażliwość, nawet jeśli stoi to w opozycji do przyjętych zasad. Podobnie jest z architekturą, w której następują kolejne style, a których nie byłoby, gdyby architekci trzymali się zasad.

Pamiętam, jak zadzwonił do mnie Łukasz Zagała z propozycją sfotografowania Dot Office Kraków, przestrzeni, które Medusa Group zaprojektowała dla Grupy Buma. Postawił jeden warunek – miałem to zrobić inaczej, niż zrobiłby to fotograf architektury. Biegając z aparatem po tej przestrzeni, czułem się, jak Luke Skywalker z „Gwiezdnych Wojen”, który w decydującym momencie, kiedy ma odpalić rakietę, wyłącza wszystkie systemy komputerowe i zawierza swojemu umysłowi.

Niestety, aktualnie w obszar, w którym spotykają się architektura i fotografia, wkrada się często manipulacja…

W obecnych czasach świat realny miesza się z tym z Internetu. Czasem trudno ocenić, gdzie przebiega granica. Obecne narzędzia używane w procesie obróbki fotograficznej dają „bajeczne” możliwości. Na wykonanej fotografii można zmieniać kolor nieba, barwy ścian, dowolnie wymazywać lub dodawać nowe elementy. Te wszystkie środki mogą być bardzo pomocne na etapie obróbki zdjęć, ale niewłaściwe ich użycie prowadzi do zafałszowania rzeczywistości. Granica jest bardzo cienka i niejednoznaczna. Coraz częściej dochodzi do przekłamań w fotografii architektury. Myślę, że takie zabiegi często stosują młodzi ludzie z pokolenia, dla którego świat wirtualny jest równorzędny z rzeczywistym. Myślę, że to, co dla mnie jest kłamstwem, dla nich jest prawdą.

Fotografując, można kreować rzeczywistość. Wiele magazynów oczekuje zdjęć „idealnych”. Bardzo dobrze to widać w przypadku fotografowania wnętrz. Są osoby, które profesjonalnie zajmują się stylizacją. To oczywiście jest ważne i potrzebne. Bardzo szanuję, kiedy w takiej fotografii jest życie. Pamiętam sesję wnętrza dla „Vogue”, przedstawiającą mieszkanie Łukasza Zagały z Medusa Group. Architekt udostępnił wnętrze do sfotografowania, ale zastrzegł, że nawet nóż w kuchni ma być brudny, ponieważ przed chwilą był w użyciu. Podobnie było w przypadku sesji Bolko Loftu Przemo Łukasika dla „Elle Decoration”. Architekt zostawił mi do sfotografowania przestrzeń, w której czuć było człowieka.

Jaki zatem jest zakres odpowiedzialności i etyki osoby fotografującej w kwestii interpretacji architektury i współtworzenia opowieści o niej?

Odpowiedź jest jedna: prawda. Fotografując architekturę, trzeba pokazać to miejsce takim, jakim jest. Oczywiście, po to architekci zapraszają fotografów, żeby to zrobić profesjonalnie. Zadaniem fotografa jest wydobycie z architektury esencji. Wszystko zależy od potrzeb, od tego, gdzie będą publikowane zdjęcia, co o danej przestrzeni chce opowiedzieć architekt oczami fotografa.

Marta Sękulska-Wrońska zaproponowała mi kiedyś sfotografowanie Placu Pięciu Rogów. Wokół tego projektu toczyło się wtedy wiele dyskusji. Miałem opowiedzieć historię tego miejsca przez pryzmat ludzi, którzy z niego korzystają, ale bez tuszowania i udawania. Przydało się tu moje reporterskie oko. Przez wiele lat byłem fotoreporterem „Gazety Wyborczej”. Ten element mojego spojrzenia okazał się kluczowy. Zdjęcia powstały w ciągu dnia i nocą bez użycia statywu czy obiektywu tilt-shift, co może wywołać zawrót głowy u niektórych fotografów zajmujących się profesjonalnie architekturą. Chciałem w ten sposób po prostu pokazać „żywą” architekturę.

W jaki sposób fotografia może pomóc lub utrudnić architekturze odnalezienie się w jej licznych, współczesnych uwikłaniach – zarówno związanych z klimatem, jak i towarzyszących aktywności rynkowej.

Zapytałbym raczej, jak architektura może pomóc fotografii. Kiedyś był to dość elitarny zawód. Wracając do mojego uzależnienia od muzyki klasycznej, przeciętny człowiek, biorąc pierwszy raz do ręki przykładowo wiolonczelę, nie zagra na niej czysto. Natomiast obecna technologia daje ogromne możliwości wypowiedzi fotograficznej. Telefonem komórkowym można zrobić całkiem niezłe zdjęcie, a telefon ma każdy. Architektura zostanie, ale czy fotografia przetrwa w tej formie jutro? Może w tej niepewności co do przyszłości fotografii kryje się jej najpiękniejsza tajemnica – ciągła ewolucja, adaptacja i poszukiwanie nowych dróg wyrazu. Architektura zaś, niczym kamień milowy na tej drodze, pozostaje świadkiem i uczestnikiem tej opowieści, gdzie piękno formy spotyka się z duszą miejsca. W tej symbiozie, na styku dwóch sztuk, odnajduję refleksję nad tym, co było, co jest i co nadejdzie.

Dziękuję za rozmowę

Więcej informacji:

BARTEK BARCZYK, https://bartekbarczyk.art/

OKK!PR, https://okkpr.pl/